Pokecenter
+3
Mistrz Gry
Black☆Star
Admin
7 posters
Verbundi :: Świat Gry :: Poza układem :: Nascard
Strona 1 z 1
Pokecenter
Duży budynek, z zewnątrz nie wyróżniający się niczym szczególnym. Jedynie o jego przeznaczeniu informuje obracający się hologram pokebala o biało-czerwonych barwach.
Wnętrze jest luksusowe i przestronne. Gościa wita szeroki hol ze stolikami i wygodnymi kanapami usytuowanymi po bokach. W centralnej części znajduje sie wieża z televimem, która najczęściej transmituje ważne wydarzenia z wymiaru czy aktualne informacje. naprzeciwko wejścia znajduje się recepcja. Tu można zdobyć podstawowe informacje o stworkach, oddać podpieczonego pod opiekę,lub odebrać zamówionego. Możliwe jest tu też zakupienie pojebali,czy zarejestrowanie do aktualnego turnieju.
Na piętrze znajdują się wyspecjalizowane stoiska, a każde wyraźnie oznaczone. Można tu coś zjeść, pogawędzić ze znawcą pokemonów, hodowcą, czy z handlarzem. Niektórzy świadczą swoje usługi za darmo, u innych trzeba płacić.
Za budynkiem znajduje się arena treningowa jak również prywatny portal do wymiaru pokemon.Niestety nie jest zbyt łatwo z niego skorzystać.
W tym miejscu zawsze jest gwarno i tłoczno. Można tu spotkać zaawansowanych jak i początkujących trenerów pokemon.Oraz małe lub średnie stworki które im towarzyszą. Z tego powodu obsługa ma pełne ręce roboty, jednak niech nie zaskoczy Cię widok tej samej twarzy. Są to bioroboty produkowane seryjnie, a to wszystko z powodu oszczędności i wygody.
Re: Pokecenter
Miałem już przy sobie Squirtle, ale chciałem łapać mojego pierwszego pokemona. Z tego powodu skierowałem się ścieżką poza miasto, a po chwili doszłem do lasu o nazwie Vertański.
Patrze lewo prawo: nic, ani żywego trupa. Myślałem że tam złapie pokemona którego będę pielęgnował i troszczył i zostaniemy przyjaciółmi na wsze czasy. Szedłem dalej, było coraz ciemniej ponieważ drzewa były tak gęste i zasłaniały piękne, błekitne niebo.
Kiedy doszłem do miejsca w którym zawszę siędzę ze swoim Squirtlem, za drzewa coś się iskrzyło. Szybko podeszłem bliżej.
Był to mały i głodny Growlithe, zmęczony i zraniony. Postanowiłem mu pomóc. Zabrałem go do centrum pokemon, tam powiedzieli że pomogą growlithe. Czekałem, czekałem i czekałem, aż wrescie pojawił się piękny Growlithe. Skoczył na mnie i zaczął lizać mnie po twarzy zaprowadziłem go do lasu, a gdy szłem zobaczyłem ślady stóp. Wyglądały, jak ślady psich łap. Obróciłem sie, a za mną Growlithe trzyma w paszy pokeball'a.
Złapałem go i miałem wymarzonego przyjaciela na zawsze.
Patrze lewo prawo: nic, ani żywego trupa. Myślałem że tam złapie pokemona którego będę pielęgnował i troszczył i zostaniemy przyjaciółmi na wsze czasy. Szedłem dalej, było coraz ciemniej ponieważ drzewa były tak gęste i zasłaniały piękne, błekitne niebo.
Kiedy doszłem do miejsca w którym zawszę siędzę ze swoim Squirtlem, za drzewa coś się iskrzyło. Szybko podeszłem bliżej.
Był to mały i głodny Growlithe, zmęczony i zraniony. Postanowiłem mu pomóc. Zabrałem go do centrum pokemon, tam powiedzieli że pomogą growlithe. Czekałem, czekałem i czekałem, aż wrescie pojawił się piękny Growlithe. Skoczył na mnie i zaczął lizać mnie po twarzy zaprowadziłem go do lasu, a gdy szłem zobaczyłem ślady stóp. Wyglądały, jak ślady psich łap. Obróciłem sie, a za mną Growlithe trzyma w paszy pokeball'a.
Złapałem go i miałem wymarzonego przyjaciela na zawsze.
Black☆Star- Liczba postów : 11
Join date : 26/10/2016
Re: Pokecenter
Administracja przyznaje wymienionego pokemona. Po dogadaniu szczegółów na wiadomościach prywatnych - pokemon zostaje dodany do spisu.
Mistrz Gry- Admin
- Liczba postów : 261
Join date : 22/08/2015
Re: Pokecenter
Natura naukowca daje znać o sobie zawsze i wszędzie, nawet na urlopie. Lloyd postanowił wykorzystać 2 tygodnie wolnego na eksplorowanie świata pokemon. nie był tu już pierwszy raz udało mu się złapać Hauntera, shiny gyradosa, czy masze pomniejszych gryzoni które sprzedał na czarnym rynku kupując sobie Shiny Arona, który mu zdołał już ewoluować do ostatniej formy. Nabył też pewien kryształowy okrągły przedmiot, którego potrzebował do schwytania legendarnego pokemona.
Tym razem udał się do regionu Kalos. Znalezienie jaskini z Zygarde zajęło mu dwa dni, jaskinia jakiej szukał była pod wodą co trochę mu pokomplikowało sprawę.
- Psia mać i po co ja sprzedawałem gyradosa- mruczał raz po raz.
Sama jaskinia była duża w pięknych zielonych barwach, a sam pokemon zakuty w kamieniu pod postacią wężą. To lekko zaskoczyło naukowca, ponieważ spodziewał się jego pełnej formy. Znał też doskonale jego historię. Zygarde nie był jeden, tak naprawdę było kilka osobników, z czego jeden się zbuntował i chciał zapanować nad światem. Wywiązała się wojna wskutek której ten został zmieniony w piękny pomnik. Znał ryzyko jego uwolnienia, ale właśnie dlatego przecież wytrenował swojego pokemona i zastawił pułapki
-No to jazda! - zawołał i rzucił pokebalem. Pokemon zmaterializował sie obok niego.- Czas na przygodę życia - zamruczał tylko
Zaraz potem rzucił kryształem w stronę Zygarde. Kryształ zaświecił a potem eksplodował błękitnym światłem obejmując w całości uśpionego Zygarde. kamień zacżał pękać, a legendarny pokemon drgnął po raz pierwszy od dłuższego czasu. Po chwili kamień całkowicie sie skruszył a legendarny pokemon tylko wrzasnął na powitanie, sprawiając że dźwięk przeszył całe ciało naukowca.
- Witam ponownie! Jak sie spało?
Zygarde spojrzał wrogim spojrzeniem na Lloyda i jego kompana. Shiny pokemon zjeżył się gotowy do walki.
- Ty mnie uwolniłeś?- zapytał swoim charakterystycznym głosem
- A widzisz tu jeszcze kogoś poza nami?
- Jak długo byłem nieprzytomny?
- Cóż sam zobacz
Lloyd kopnął niewielką fioletową kostkę, która uruchomiła hologram. obrazy zaczaiły przedstawiać aktualne widoki z kalos, jak i ogólną panoramę innych regionów. Zygarde początkowo stał nieruchomo i wpatrywał się w powyższe obrazy,potem z jego gardła zaczął wydobywać się cichy warkot.W końcu trzasnął ogonem w kostkę i ryknął rozjuszony. Aggron odruchowo zaatakował, lecz legendarny pokemon bez większego oporu wbił w skalna ścianę jednym ciosem. na szczęście jego zdolność ocaliła mu życie, bo gdy upadł ledwo trzymał sie na nogach. Loyd syknął po nosem, nie tak miało to wyglądać, chociaż na zewnątrz miał jeszcze niespodziankę tak na wszelki wypadek.
- Moge cie zmiażdżyć jednym uderzeniem. Jednak zbyt długo spędziłem czas w tej jaskini. Przyłącz się do mnie, a daruje wam obu życie.
- Ech ciągle to samo - westchnął mężczyzna i nacisnął przycisk na małym ustrojstwie.
W tym samym momencie Zygarde został porażony prądem, a Lloyd czmychnął w stronę wyjścia, zabierając swojego pokemona ponownie do pokebala. Gdy parecznik chwycił przynętę i ruszył za nim pobiegł do swojej ogromnej maszyny. Kilka dział wystrzeliło w stronę Zygarde specjalne wiązki, które zaczęły wysysać z niego energie, lecz pokemon jednym z ataków zdołał zniszczyć połowę. Lloyd miał jednak na tyle czasu by wsiąść do swojego mecha i zacząć walkę z legendarnym pokemonem. Robota nie tyle przeniósł przez portal co po prostu go zbudował na miejscu. Walka była zacięta, a okolica z każdym chybionym ciosem była o krok bliżej do aktualizacji map. Zamieszanie oczywiście przyciągnęło ludzi, co niektórzy chcieli się dołączyć do walki, lecz wielu z nich ginęło na miejscu. chociaż raz czy dwa Lloyd wraz z Zygarde zgodnie atakowali natrętów, gdyż żaden z nich nie miał ochoty na użeranie się z trzecim graczem. Niestety kolejny przeciwnik okazał się weteranem walk, był to jeden z mistrzów ligi walk pokemonów, jego interwencja rozłożyła na łopatki Zygarde. Cios w czuły punkt sprawił,ze pokemon niemal natychmiast stracił swoją moc i rozpadł się na tysiące mniejszych fragmentów, a Lloyd klnął i zaczął opierdalać winowajcę. Szybko się jednak poddał, był ostatni do otwartych konfrontacji, a ostatnie kilka godzin spędzone na wymianie ciosów też zrobiło swoje.
Okoliczni mieszkańcy jeszcze kilka dni po bitwie dochodzili do siebie, Lloyd nie przyznał się,ze to on obudził pokemona,wszyscy podejrzewali jakąś tajemniczą grupę. Spojrzał na swojego ultraballa, wyglądało na to,ze znowu wróci do domu z tym samym pokemonem, szkoda liczył na co więcej. zanim jednak wyruszył w stronę portalu zniszczył swojego mecha i wszystkie dane techniczne na jego temat, oczywiście przy pomocy swojego pokemona. To była jego technologia, a nie świata pokemon, zdawał sobie sprawę jak to może zaszkodzić. Schował pokemona do pokebala otworzył torbę i... zobaczył w niej coś małego i galaretowatego. Stworek wyskoczył z torby, dobił się od jego głowy i wylądował na drzewie
- A ty coś za jeden - mruknął Lloyd piorunując go wzrokiem
- Nic dziwnego, ze mnie nie poznajesz. minie troche czasu zanim całkowicie odzyskam siły po naszej walce
-Zygarde?! stworek skinął główką
- W przeciwieństwie do wszystkich innych pokemonów, mój łańcuch ewolucyjny nie jest trwały. potrafię się rozwijać,jak i cofać w ewolucji do postaci takiej komórki. Minie trochę czasu zanim odzyskam pełnie sił. Zdałem sobie jednak sprawę, że sam nie podołam wyzwaniu. Świat bardzo poszedł do przodu, by go podbić muszę zrozumieć jak działa, a twoja technologia nie pochodzi stad prawda?
- Nieee, właśnie miałem wracać do swojego wymiaru, wolne mi się kończy - westchnął
-Proponuje rozejm. Będę obok ciebie jako twój obrońca i partner. W zamian pozwolisz mi zdobyć potrzebną wiedzę
- jasne czemu nie
Reszta była już formalnością. Lloyd sięgnął do torby po masterballa i rzucił w nim w Zygardę. Pokemon nawet nie protestował. W drodze powrotnej zostawił ultraballa losowemu trenerowi, a sam wrócił tylko z jednym.
Tym razem udał się do regionu Kalos. Znalezienie jaskini z Zygarde zajęło mu dwa dni, jaskinia jakiej szukał była pod wodą co trochę mu pokomplikowało sprawę.
- Psia mać i po co ja sprzedawałem gyradosa- mruczał raz po raz.
Sama jaskinia była duża w pięknych zielonych barwach, a sam pokemon zakuty w kamieniu pod postacią wężą. To lekko zaskoczyło naukowca, ponieważ spodziewał się jego pełnej formy. Znał też doskonale jego historię. Zygarde nie był jeden, tak naprawdę było kilka osobników, z czego jeden się zbuntował i chciał zapanować nad światem. Wywiązała się wojna wskutek której ten został zmieniony w piękny pomnik. Znał ryzyko jego uwolnienia, ale właśnie dlatego przecież wytrenował swojego pokemona i zastawił pułapki
-No to jazda! - zawołał i rzucił pokebalem. Pokemon zmaterializował sie obok niego.- Czas na przygodę życia - zamruczał tylko
Zaraz potem rzucił kryształem w stronę Zygarde. Kryształ zaświecił a potem eksplodował błękitnym światłem obejmując w całości uśpionego Zygarde. kamień zacżał pękać, a legendarny pokemon drgnął po raz pierwszy od dłuższego czasu. Po chwili kamień całkowicie sie skruszył a legendarny pokemon tylko wrzasnął na powitanie, sprawiając że dźwięk przeszył całe ciało naukowca.
- Witam ponownie! Jak sie spało?
Zygarde spojrzał wrogim spojrzeniem na Lloyda i jego kompana. Shiny pokemon zjeżył się gotowy do walki.
- Ty mnie uwolniłeś?- zapytał swoim charakterystycznym głosem
- A widzisz tu jeszcze kogoś poza nami?
- Jak długo byłem nieprzytomny?
- Cóż sam zobacz
Lloyd kopnął niewielką fioletową kostkę, która uruchomiła hologram. obrazy zaczaiły przedstawiać aktualne widoki z kalos, jak i ogólną panoramę innych regionów. Zygarde początkowo stał nieruchomo i wpatrywał się w powyższe obrazy,potem z jego gardła zaczął wydobywać się cichy warkot.W końcu trzasnął ogonem w kostkę i ryknął rozjuszony. Aggron odruchowo zaatakował, lecz legendarny pokemon bez większego oporu wbił w skalna ścianę jednym ciosem. na szczęście jego zdolność ocaliła mu życie, bo gdy upadł ledwo trzymał sie na nogach. Loyd syknął po nosem, nie tak miało to wyglądać, chociaż na zewnątrz miał jeszcze niespodziankę tak na wszelki wypadek.
- Moge cie zmiażdżyć jednym uderzeniem. Jednak zbyt długo spędziłem czas w tej jaskini. Przyłącz się do mnie, a daruje wam obu życie.
- Ech ciągle to samo - westchnął mężczyzna i nacisnął przycisk na małym ustrojstwie.
W tym samym momencie Zygarde został porażony prądem, a Lloyd czmychnął w stronę wyjścia, zabierając swojego pokemona ponownie do pokebala. Gdy parecznik chwycił przynętę i ruszył za nim pobiegł do swojej ogromnej maszyny. Kilka dział wystrzeliło w stronę Zygarde specjalne wiązki, które zaczęły wysysać z niego energie, lecz pokemon jednym z ataków zdołał zniszczyć połowę. Lloyd miał jednak na tyle czasu by wsiąść do swojego mecha i zacząć walkę z legendarnym pokemonem. Robota nie tyle przeniósł przez portal co po prostu go zbudował na miejscu. Walka była zacięta, a okolica z każdym chybionym ciosem była o krok bliżej do aktualizacji map. Zamieszanie oczywiście przyciągnęło ludzi, co niektórzy chcieli się dołączyć do walki, lecz wielu z nich ginęło na miejscu. chociaż raz czy dwa Lloyd wraz z Zygarde zgodnie atakowali natrętów, gdyż żaden z nich nie miał ochoty na użeranie się z trzecim graczem. Niestety kolejny przeciwnik okazał się weteranem walk, był to jeden z mistrzów ligi walk pokemonów, jego interwencja rozłożyła na łopatki Zygarde. Cios w czuły punkt sprawił,ze pokemon niemal natychmiast stracił swoją moc i rozpadł się na tysiące mniejszych fragmentów, a Lloyd klnął i zaczął opierdalać winowajcę. Szybko się jednak poddał, był ostatni do otwartych konfrontacji, a ostatnie kilka godzin spędzone na wymianie ciosów też zrobiło swoje.
Okoliczni mieszkańcy jeszcze kilka dni po bitwie dochodzili do siebie, Lloyd nie przyznał się,ze to on obudził pokemona,wszyscy podejrzewali jakąś tajemniczą grupę. Spojrzał na swojego ultraballa, wyglądało na to,ze znowu wróci do domu z tym samym pokemonem, szkoda liczył na co więcej. zanim jednak wyruszył w stronę portalu zniszczył swojego mecha i wszystkie dane techniczne na jego temat, oczywiście przy pomocy swojego pokemona. To była jego technologia, a nie świata pokemon, zdawał sobie sprawę jak to może zaszkodzić. Schował pokemona do pokebala otworzył torbę i... zobaczył w niej coś małego i galaretowatego. Stworek wyskoczył z torby, dobił się od jego głowy i wylądował na drzewie
- A ty coś za jeden - mruknął Lloyd piorunując go wzrokiem
- Nic dziwnego, ze mnie nie poznajesz. minie troche czasu zanim całkowicie odzyskam siły po naszej walce
-Zygarde?! stworek skinął główką
- W przeciwieństwie do wszystkich innych pokemonów, mój łańcuch ewolucyjny nie jest trwały. potrafię się rozwijać,jak i cofać w ewolucji do postaci takiej komórki. Minie trochę czasu zanim odzyskam pełnie sił. Zdałem sobie jednak sprawę, że sam nie podołam wyzwaniu. Świat bardzo poszedł do przodu, by go podbić muszę zrozumieć jak działa, a twoja technologia nie pochodzi stad prawda?
- Nieee, właśnie miałem wracać do swojego wymiaru, wolne mi się kończy - westchnął
-Proponuje rozejm. Będę obok ciebie jako twój obrońca i partner. W zamian pozwolisz mi zdobyć potrzebną wiedzę
- jasne czemu nie
Reszta była już formalnością. Lloyd sięgnął do torby po masterballa i rzucił w nim w Zygardę. Pokemon nawet nie protestował. W drodze powrotnej zostawił ultraballa losowemu trenerowi, a sam wrócił tylko z jednym.
Lloyd Asplund- Liczba postów : 13
Join date : 15/07/2016
Re: Pokecenter
Administracja akceptuje tego posta. Pokemon został przyznany, a po wcześniejszym omówieniu potrzebnych szczegółów - dodany do spisu pokemonów.
Mistrz Gry- Admin
- Liczba postów : 261
Join date : 22/08/2015
Re: Pokecenter
Sam nei wiedział po cholerę tu przylazł. Chyba za bardzo mu się nudziło. nie miał co prawda nic do innych wymiarów, ale jakos specjalnie nie czół potrzeby posiadania własnego potworka w pokebalu.Niemniej i tak dostał kilka czerwono-białych pokeballi gdy zawitał do pokentrum.Procedury czy jakos tak. Na dokłądkę rozpierała sie porządna burza, która koniec końcem zmusiła go do poszukania schronienia.
Trafił do jakieś starej willi.Pałętało sie tu sporo spinraków i Aariadosów,ale też wenonatów, i kilka bedrili
- Raj dla Claude -mruknął wchodząc coraz to głębiej
Korytarze zdawały się ciągnąc w nieskończoność, szedł, szedł, i końca widać nie było. Nawet kiedfy chciał sie wrócić zgubił drogę. Ta willa przecież nie była taka wielka. Wędrówkę po piętrze zakończyła spróchniała deska: gdy na nią stanął runął na duł prosto do jakieś piwnicy. Otrzepał się i ku jego zaskoczeniu na półkach leżało całkiem dobre wino.
-Szef by się kurna ucieszył - mruknął
-Sam się nie napijesz?- za sobą usłyszał głos jakieś dziewczynki. odwrócił się i mało nie krzykną. Za nim lewitowała czarnowłosa dziewczyna w białej sukni z podkrążonymi oczami.
- Dotrzymasz mi towarzystwa?- zapytał z przeuroczym uśmiechem
-Nie boisz się mnie?
-Daj spokój. To ze chata jest nawiedzona zorientowałem się wcześniej
Dziewczynka zrobiła smutną minę, a potem nagle jej wyraz twarzy zmienił się na jakiś potworny.Cornelius walnął ją w łeb, butelka roztrzaskała się w drobny mak. Zanim zjawa ochłonęła teleportował kilka butelek do pokecentrum by nie zapomnieć.
-Co jest z tobą? Wszyscy uciekają stąd aż się kurzy!- tym razem głos zjawy był grubszy. Chłopak obserwował przez chwile jak przybiera ona kształt Hauntera. Był wyraźnie zaskoczony obrotem sytuacji.
Wyjście z piwnicy nie było jakoś trudne, po prostu przeniknął przez drzwi. Pokemon na ten widok aż zamrugał oczami,a potem przez większość nocy zawracał głowę chłopakowi. Nad ranem Cornelius opuścił urokliwe miejsce, lecz pokemon zaczął wędrować razem z nim, parę razy pakując go w kłopoty.
- Czepiłeś się mnie jak rzep psiego ogona - z lekka [poirytowany rzucił w niego pokebalem. Do domu wrócił z nową maskotką.
Trafił do jakieś starej willi.Pałętało sie tu sporo spinraków i Aariadosów,ale też wenonatów, i kilka bedrili
- Raj dla Claude -mruknął wchodząc coraz to głębiej
Korytarze zdawały się ciągnąc w nieskończoność, szedł, szedł, i końca widać nie było. Nawet kiedfy chciał sie wrócić zgubił drogę. Ta willa przecież nie była taka wielka. Wędrówkę po piętrze zakończyła spróchniała deska: gdy na nią stanął runął na duł prosto do jakieś piwnicy. Otrzepał się i ku jego zaskoczeniu na półkach leżało całkiem dobre wino.
-Szef by się kurna ucieszył - mruknął
-Sam się nie napijesz?- za sobą usłyszał głos jakieś dziewczynki. odwrócił się i mało nie krzykną. Za nim lewitowała czarnowłosa dziewczyna w białej sukni z podkrążonymi oczami.
- Dotrzymasz mi towarzystwa?- zapytał z przeuroczym uśmiechem
-Nie boisz się mnie?
-Daj spokój. To ze chata jest nawiedzona zorientowałem się wcześniej
Dziewczynka zrobiła smutną minę, a potem nagle jej wyraz twarzy zmienił się na jakiś potworny.Cornelius walnął ją w łeb, butelka roztrzaskała się w drobny mak. Zanim zjawa ochłonęła teleportował kilka butelek do pokecentrum by nie zapomnieć.
-Co jest z tobą? Wszyscy uciekają stąd aż się kurzy!- tym razem głos zjawy był grubszy. Chłopak obserwował przez chwile jak przybiera ona kształt Hauntera. Był wyraźnie zaskoczony obrotem sytuacji.
Wyjście z piwnicy nie było jakoś trudne, po prostu przeniknął przez drzwi. Pokemon na ten widok aż zamrugał oczami,a potem przez większość nocy zawracał głowę chłopakowi. Nad ranem Cornelius opuścił urokliwe miejsce, lecz pokemon zaczął wędrować razem z nim, parę razy pakując go w kłopoty.
- Czepiłeś się mnie jak rzep psiego ogona - z lekka [poirytowany rzucił w niego pokebalem. Do domu wrócił z nową maskotką.
Cornelius Rex- Liczba postów : 183
Join date : 19/09/2015
Re: Pokecenter
Administracja akceptuje pokemona dla Corneliusa i niezwłocznie dodaje go do odpowiedniego spisu.
Mistrz Gry- Admin
- Liczba postów : 261
Join date : 22/08/2015
Re: Pokecenter
Próba złapania [bycia złapanym przez?] legendarnego pokemona.
Lelouch jak co wieczór po kolacji oporządził siostrę do snu, uprzątnął kuchnię, a potem sam się udał spać. Po szybkim, chłodnym prysznicu ubrał się w piżamę i wskoczył do łóżka, gdzie szybko skrył się pod ciepłą pierzyną.
Usnął po niedługim czasie. Na początku sen był miły. Widział Nunnally, zdrową i potrafiącą chodzić, na tronie Brytyjskim i siebie samego u jej boku. Wbrew pozorom książę nie chciał władzy. Chciał po prostu lepszego świata dla swojej kochanej siostry. Potem scena się zmieniła. Widział siebie i rodzeństwo, znacznie młodsze, wesoło bawiące się wraz z Marianne. Zapewne na te sceny uśmiechał się przez sen.
Albo raczej uśmiechałby się, gdyby nie para fiołkowych oczu, niemal identycznego koloru, jak jego własne. Nikt nie zdawał się ich widzieć, tylko książę. I to nie jego osoba, którą widział. On sam, jego podświadomość widziała te ślepia, które wbijały w niego podejrzliwe i uważne spojrzenie. Po którymś zauważeniu takiego zjawiska, Lulu obudził się i zlany potem gwałtownie wstał z łóżka.
- Lulu! - Zaalarmowany Suzaku w parę sekund znalazł się w jego pokoju. - Twoje serce bije z dwieście razy na minutę.
- Miałem koszmar. - Tylko tyle wyjawił mu książę.
- Co? - Kururugi zerknął na niego jak na idiotę.
- Nie pytaj. - Vi Britannia skończył temat równie szybko, jak zaczął.
Rycerz westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Nie miał już siły do swojego podopiecznego. Nie wiedział już, jak miał robić, by było dobrze. Obserwował go przez chwilę, nasłuchując bicia serca swojego podopiecznego. Kiedy zwolniło poddał się i skinął głową, kierując się w stronę drzwi.
- W razie czego wołaj.
Lelouch skinął głową, odprowadzając go spojrzeniem, a następnie sam przetarł dłonią twarz. Sam nie miał zielonego pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Nie był pewien, jak powinien się zachować, ale czuł w tym śnie drugie dno.
Po chwili namysłu uznał, że dzisiaj już nie uśnie. Postanowił też, że ruszy sprawdzić, o co chodziło w tym nocnym widzeniu. Coś mówiło mu, że musi iść w jakieś miejsce, o którym sam nie miał pojęcia.
Ubrał się tyle o ile, a potem złapał za kartę. Naskrobał szybką wiadomość, wyjaśniającą nieobecność, a potem ruszył do wyjścia. Wziął swój samochód, na całe szczęście był cichy. Ruszył z podjazdu, zdając się na intuicję.
Przez dłuższą chwilę błądził po mieście, bez ładu i składu. Wiedział, gdzie chce jechać, ale nie miał nawet najmniejszego pojęcia, jak tam mógłby trafić. Parę razy skręcił nie tam, gdzie potrzeba, ale po dłuższym czasie zaparkował samochód przed odpowiednim budynkiem. A był to budynek Pokecenter.
Lelouch, z dłońmi skrytymi w kieszeniach, wszedł do środka. O dziwo, mimo bezbożnej pory, obsługa już czekała. Widocznie posiadacz oczu, które nawiedzały go we śnie, już wiedział o jego przybyciu. Niemal natychmiast w głębokim skłonie pracownice wręczyły mu masterballa. Nastolatek zmarszczył pytająco czoło.
- Masterball? - Spytał podejrzliwie.
- Chodź do mnie. - W głowie księcia rozległ się chłodny, ale łagodny szept, który tylko dla niego był słyszalny.
- Kto to..? - Vi Britannia zaczął się rozglądać po otoczeniu, ale nikogo nie wypatrzył, by móc przypisać do niego taki głos.
- Chodź. - Szept powtórzył polecenie ostrzejszym tonem.
Jedna kobieta z obsługi kliknęła coś na pulpicie, a jedne z drzwi się otworzyły. Fiołkowooki zmarszczył czoło, a potem niepewnie podszedł do otwartego już korytarza. Lelouch raz jeszcze posłał nieme pytanie, ale drzwi zamknęły się mu tuż przed nosem, kiedy tylko postąpił krok wgłąb labiryntu. Vi Britannia nerwowo przełknął ślinę, a potem podążył korytarzami. Znów parę razy się zgubił, a do tego stracił już poczucie orientacji w jakikolwiek sposób. Nie wiedział gdzie jest i co tu robi.
- Ileż można czekać? - W głowie Zero rozbrzmiało to pytanie.
Po dobrych kilku kwadransach błądzenia, znalazł się przed oszklonymi drzwiami. Myślał, że będzie do nich potrzeba jakiegoś kodu czy innego klucza, ale o dziwo, jak tylko podszedł rozsunęły się, otwierając mu drogę do laboratorium.
Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu. Było wręcz sterylnie czyste. Biel mebli doskonale odbijała oślepiające światło lamp, regularnie porozwieszanych pod sufitem. Mnóstwo urządzeń, sygnalizowało światełkami stan gotowości albo pracy. Vi Britannia i tak się na tym nie znał w żaden sposób, wręcz było to dla niego niczym czarna magia.
- Widzisz pulpit po twojej prawej? - Spytał głos.
- Tak. - Niczym zahipnotyzowany, Lelouch udzielił odpowiedzi.
- Podejdź do niego.
Lelouch posłusznie wykonał to polecenie. Za następującymi po sobie poleceniami wciskał odpowiednie guziki, przesuwał odpowiednie wajchy i ustawiał odpowiednie pokrętła. Nie było tego dużo, ale jak na złość czasem zdarzyło się, iż poprzednio ustawione wihajstry wracały na swoje miejsce. Co prawda właściciela głosu to nie ruszało, ale Brytyjczyk niemal natychmiast łapał nerwy.
- Przepraszam. - Książę ze skruchą zaczął naprawiać ten błąd.
- Nie szkodzi. Długo już czekam, a pośpiech nie zbawi. - W szepcie Lelouch mógł doskonale wychwycić swoiste naśmiewanie się z jego nieporadności.
Mijały kolejne minuty, kiedy książę dopiero ustawił wszystko, jak powinno być i na szczęście nie wróciło to z powrotem na swoje miejsce. Spowodowało to wsunięcie się ścian jednej z wielkich kolumn w podłogę. W wielkiej tubie dryfował legendarny pokemon. Mewtwo. Do kociego ciała stworzenia podłączone były rozmaite czujniki, a w rurkę, która łączyła jego kręgosłup i głowę, wbita była igła. Zapewne podawali nią jakiś środek, który miał unieszkodliwić tego gada.
Kiedy tylko zasłona całkowicie się schowała, Mewtwo otworzyło swoje oczy, a wciąż będący pod jego urokiem Lulu, podszedł bliżej. Nacisnął jeden przycisk na kapsule, który uruchomił system zasysania zielonkawej cieczy więżącej pokemona. Kolejne naciśnięcie tego samego przycisku otworzyło szklaną tubę.
Chłopak cofnął się o parę kroków, by potem przyklęknąć na jedno z kolan i zacisnąć dłoń w pięść, układając ją tam, gdzie biło jego serce. W tym samym czasie, stwór nieśpiesznie odczepiał elektrody podłączone do jego ciała, by po skończeniu postąpić w stronę swojego, nawet jeśli wybranego, wybawiciela.
- Wstań. - Mewtwo wydało polecenie, które Vi Britannia natychmiast spełnił. - Uwolniłeś mnie, Lelouchu vi Britannia. Obudziłeś.
- Na twój rozkaz. - Posłusznie przytaknął brunet.
- Nagrodzę cię. A w zamian ty pomożesz mi. - W głosie Mewtwo słychać było stanowczość i brak zgody na sprzeciw.
- Co tylko zechcesz. - Kolejne mechaniczne przytaknięcie.
- Czuję, że będzie nam dobrze współpracować.
Pokemon gestem kazał mu iść za nim. W drodze do wyjścia raczej milczeli. Raz na jakiś czas Mewtwo wygłaszał jakiś komentarz, albo układał jakąś zasadę, na którą fiołkowooki rzecz jasna bez wahania się godził. Jakby nigdy nic wyszli z korytarzy, a potem ustali przed portalem. Z ust potwora wyrwało się westchnienie.
- Spakuj mnie do masterballa. W tej wielkości byłbym trudny w transporcie i zapewne wystraszyłbym twoich domowników. - Mimo wyraźnie zaznaczonej niechęci do tego kulistego urządzenia, Mewtwo podsunął Lelouchowi, wskazując okrągłym palcem trzymaną przez Lulu elektroniczną piłkę.
Książę niemal natychmiast to zrobił. Z zapakowanym do ustrojstwa pokemonem ruszył w stronę portalu. Tuż za nim czekał jego samochód. Cudem nie ukradli, ale Vi Britannia nie mógł na to narzekać.
Odpalił silnik i ruszył w stronę domu, zastanawiając się, co się tak właściwie stało.
Lelouch jak co wieczór po kolacji oporządził siostrę do snu, uprzątnął kuchnię, a potem sam się udał spać. Po szybkim, chłodnym prysznicu ubrał się w piżamę i wskoczył do łóżka, gdzie szybko skrył się pod ciepłą pierzyną.
Usnął po niedługim czasie. Na początku sen był miły. Widział Nunnally, zdrową i potrafiącą chodzić, na tronie Brytyjskim i siebie samego u jej boku. Wbrew pozorom książę nie chciał władzy. Chciał po prostu lepszego świata dla swojej kochanej siostry. Potem scena się zmieniła. Widział siebie i rodzeństwo, znacznie młodsze, wesoło bawiące się wraz z Marianne. Zapewne na te sceny uśmiechał się przez sen.
Albo raczej uśmiechałby się, gdyby nie para fiołkowych oczu, niemal identycznego koloru, jak jego własne. Nikt nie zdawał się ich widzieć, tylko książę. I to nie jego osoba, którą widział. On sam, jego podświadomość widziała te ślepia, które wbijały w niego podejrzliwe i uważne spojrzenie. Po którymś zauważeniu takiego zjawiska, Lulu obudził się i zlany potem gwałtownie wstał z łóżka.
- Lulu! - Zaalarmowany Suzaku w parę sekund znalazł się w jego pokoju. - Twoje serce bije z dwieście razy na minutę.
- Miałem koszmar. - Tylko tyle wyjawił mu książę.
- Co? - Kururugi zerknął na niego jak na idiotę.
- Nie pytaj. - Vi Britannia skończył temat równie szybko, jak zaczął.
Rycerz westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Nie miał już siły do swojego podopiecznego. Nie wiedział już, jak miał robić, by było dobrze. Obserwował go przez chwilę, nasłuchując bicia serca swojego podopiecznego. Kiedy zwolniło poddał się i skinął głową, kierując się w stronę drzwi.
- W razie czego wołaj.
Lelouch skinął głową, odprowadzając go spojrzeniem, a następnie sam przetarł dłonią twarz. Sam nie miał zielonego pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Nie był pewien, jak powinien się zachować, ale czuł w tym śnie drugie dno.
Po chwili namysłu uznał, że dzisiaj już nie uśnie. Postanowił też, że ruszy sprawdzić, o co chodziło w tym nocnym widzeniu. Coś mówiło mu, że musi iść w jakieś miejsce, o którym sam nie miał pojęcia.
Ubrał się tyle o ile, a potem złapał za kartę. Naskrobał szybką wiadomość, wyjaśniającą nieobecność, a potem ruszył do wyjścia. Wziął swój samochód, na całe szczęście był cichy. Ruszył z podjazdu, zdając się na intuicję.
Przez dłuższą chwilę błądził po mieście, bez ładu i składu. Wiedział, gdzie chce jechać, ale nie miał nawet najmniejszego pojęcia, jak tam mógłby trafić. Parę razy skręcił nie tam, gdzie potrzeba, ale po dłuższym czasie zaparkował samochód przed odpowiednim budynkiem. A był to budynek Pokecenter.
Lelouch, z dłońmi skrytymi w kieszeniach, wszedł do środka. O dziwo, mimo bezbożnej pory, obsługa już czekała. Widocznie posiadacz oczu, które nawiedzały go we śnie, już wiedział o jego przybyciu. Niemal natychmiast w głębokim skłonie pracownice wręczyły mu masterballa. Nastolatek zmarszczył pytająco czoło.
- Masterball? - Spytał podejrzliwie.
- Chodź do mnie. - W głowie księcia rozległ się chłodny, ale łagodny szept, który tylko dla niego był słyszalny.
- Kto to..? - Vi Britannia zaczął się rozglądać po otoczeniu, ale nikogo nie wypatrzył, by móc przypisać do niego taki głos.
- Chodź. - Szept powtórzył polecenie ostrzejszym tonem.
Jedna kobieta z obsługi kliknęła coś na pulpicie, a jedne z drzwi się otworzyły. Fiołkowooki zmarszczył czoło, a potem niepewnie podszedł do otwartego już korytarza. Lelouch raz jeszcze posłał nieme pytanie, ale drzwi zamknęły się mu tuż przed nosem, kiedy tylko postąpił krok wgłąb labiryntu. Vi Britannia nerwowo przełknął ślinę, a potem podążył korytarzami. Znów parę razy się zgubił, a do tego stracił już poczucie orientacji w jakikolwiek sposób. Nie wiedział gdzie jest i co tu robi.
- Ileż można czekać? - W głowie Zero rozbrzmiało to pytanie.
Po dobrych kilku kwadransach błądzenia, znalazł się przed oszklonymi drzwiami. Myślał, że będzie do nich potrzeba jakiegoś kodu czy innego klucza, ale o dziwo, jak tylko podszedł rozsunęły się, otwierając mu drogę do laboratorium.
Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu. Było wręcz sterylnie czyste. Biel mebli doskonale odbijała oślepiające światło lamp, regularnie porozwieszanych pod sufitem. Mnóstwo urządzeń, sygnalizowało światełkami stan gotowości albo pracy. Vi Britannia i tak się na tym nie znał w żaden sposób, wręcz było to dla niego niczym czarna magia.
- Widzisz pulpit po twojej prawej? - Spytał głos.
- Tak. - Niczym zahipnotyzowany, Lelouch udzielił odpowiedzi.
- Podejdź do niego.
Lelouch posłusznie wykonał to polecenie. Za następującymi po sobie poleceniami wciskał odpowiednie guziki, przesuwał odpowiednie wajchy i ustawiał odpowiednie pokrętła. Nie było tego dużo, ale jak na złość czasem zdarzyło się, iż poprzednio ustawione wihajstry wracały na swoje miejsce. Co prawda właściciela głosu to nie ruszało, ale Brytyjczyk niemal natychmiast łapał nerwy.
- Przepraszam. - Książę ze skruchą zaczął naprawiać ten błąd.
- Nie szkodzi. Długo już czekam, a pośpiech nie zbawi. - W szepcie Lelouch mógł doskonale wychwycić swoiste naśmiewanie się z jego nieporadności.
Mijały kolejne minuty, kiedy książę dopiero ustawił wszystko, jak powinno być i na szczęście nie wróciło to z powrotem na swoje miejsce. Spowodowało to wsunięcie się ścian jednej z wielkich kolumn w podłogę. W wielkiej tubie dryfował legendarny pokemon. Mewtwo. Do kociego ciała stworzenia podłączone były rozmaite czujniki, a w rurkę, która łączyła jego kręgosłup i głowę, wbita była igła. Zapewne podawali nią jakiś środek, który miał unieszkodliwić tego gada.
Kiedy tylko zasłona całkowicie się schowała, Mewtwo otworzyło swoje oczy, a wciąż będący pod jego urokiem Lulu, podszedł bliżej. Nacisnął jeden przycisk na kapsule, który uruchomił system zasysania zielonkawej cieczy więżącej pokemona. Kolejne naciśnięcie tego samego przycisku otworzyło szklaną tubę.
Chłopak cofnął się o parę kroków, by potem przyklęknąć na jedno z kolan i zacisnąć dłoń w pięść, układając ją tam, gdzie biło jego serce. W tym samym czasie, stwór nieśpiesznie odczepiał elektrody podłączone do jego ciała, by po skończeniu postąpić w stronę swojego, nawet jeśli wybranego, wybawiciela.
- Wstań. - Mewtwo wydało polecenie, które Vi Britannia natychmiast spełnił. - Uwolniłeś mnie, Lelouchu vi Britannia. Obudziłeś.
- Na twój rozkaz. - Posłusznie przytaknął brunet.
- Nagrodzę cię. A w zamian ty pomożesz mi. - W głosie Mewtwo słychać było stanowczość i brak zgody na sprzeciw.
- Co tylko zechcesz. - Kolejne mechaniczne przytaknięcie.
- Czuję, że będzie nam dobrze współpracować.
Pokemon gestem kazał mu iść za nim. W drodze do wyjścia raczej milczeli. Raz na jakiś czas Mewtwo wygłaszał jakiś komentarz, albo układał jakąś zasadę, na którą fiołkowooki rzecz jasna bez wahania się godził. Jakby nigdy nic wyszli z korytarzy, a potem ustali przed portalem. Z ust potwora wyrwało się westchnienie.
- Spakuj mnie do masterballa. W tej wielkości byłbym trudny w transporcie i zapewne wystraszyłbym twoich domowników. - Mimo wyraźnie zaznaczonej niechęci do tego kulistego urządzenia, Mewtwo podsunął Lelouchowi, wskazując okrągłym palcem trzymaną przez Lulu elektroniczną piłkę.
Książę niemal natychmiast to zrobił. Z zapakowanym do ustrojstwa pokemonem ruszył w stronę portalu. Tuż za nim czekał jego samochód. Cudem nie ukradli, ale Vi Britannia nie mógł na to narzekać.
Odpalił silnik i ruszył w stronę domu, zastanawiając się, co się tak właściwie stało.
Lelouch vi Britannia- Liczba postów : 44
Join date : 06/09/2015
Re: Pokecenter
No no Lulu który miał moc absolutnego posłuszeństwa, sam stał sie marionetką. Ta znajomość może być ciekawa. Akcept
Mistrz Gry- Admin
- Liczba postów : 261
Join date : 22/08/2015
Re: Pokecenter
Szedł przez miasto miał w plecaku 5 pokeballi i 1 great bala
-WTF Same caterpie i weedle, co tu się dzieje
Z pobliskiego lasu wybiegło stado ludzi a za nimi Meganium
Ludzie krzyczeli
-Pomocyy!!!! Ratunku !!! Niech ktoś go złapie!
Patrząc na jednego chłopca trzymał on małego chikoritę
Złapałem chłopca i położyłem chikoritę na ziemi poczym ona uciekła do mamy
- Nie odbieraj matce dziecka!
Wytłumaczył po czym odwrócił się a prosto w oczy patrzył się mały magby
- Co ty tu robisz
Widać było że chcę cie zaprzyjaźnić złapał za nogę i szybko wskoczył na ramię
- Yyy kto tu jest panem tego magby !? zapytał
Nikt nie odpowiadał
- Chcesz sie zaprzyjażnić ?
Pokiwał na zgodę
Położyłem na ziemi pokeballa, zwinnym krokiem przyszedł do pokebala a nagle cos się stało, urósł zmienił formę, wyjąłem mój pokedex i skierowałem w niego
To magmar, ognisty pokemon, niespotykany pokemon
Bardzo się ucieszyłem magmar klikną na na pokeball i był już w pokeballu
Był to mój pierwszy pokemon
-WTF Same caterpie i weedle, co tu się dzieje
Z pobliskiego lasu wybiegło stado ludzi a za nimi Meganium
Ludzie krzyczeli
-Pomocyy!!!! Ratunku !!! Niech ktoś go złapie!
Patrząc na jednego chłopca trzymał on małego chikoritę
Złapałem chłopca i położyłem chikoritę na ziemi poczym ona uciekła do mamy
- Nie odbieraj matce dziecka!
Wytłumaczył po czym odwrócił się a prosto w oczy patrzył się mały magby
- Co ty tu robisz
Widać było że chcę cie zaprzyjaźnić złapał za nogę i szybko wskoczył na ramię
- Yyy kto tu jest panem tego magby !? zapytał
Nikt nie odpowiadał
- Chcesz sie zaprzyjażnić ?
Pokiwał na zgodę
Położyłem na ziemi pokeballa, zwinnym krokiem przyszedł do pokebala a nagle cos się stało, urósł zmienił formę, wyjąłem mój pokedex i skierowałem w niego
To magmar, ognisty pokemon, niespotykany pokemon
Bardzo się ucieszyłem magmar klikną na na pokeball i był już w pokeballu
Był to mój pierwszy pokemon
Ryosuke Matsuda- Liczba postów : 45
Join date : 12/11/2016
Verbundi :: Świat Gry :: Poza układem :: Nascard
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach